czwartek, 2 stycznia 2014

Nareszcie wracam! :D

Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że tak długo nie pisałam! Niestety mój laptop się zrąbał i w ogóle nie chciał działać! Ale nie ma tego złego co ba na dobre nie wyszło bo dostane prawdopodobnie nowy na urodziny :)!
Nareszcie wracam i to nie z pustymi rękami, tylko z 2 miejscem w konkursie u Ola a !!!
http://whycannotyoustoptheoftime.blogspot.com/
A oto moja praca konkursowa:

Dla takiego faceta jednak warto żyć!
Yyyyy
Może zacznę od początku… Nazywam się Violetta Castillo. Ostatnio wraz z moimi przyjaciółmi poleciałam na tropikalną wyspę.
---
W samolocie
Nigdy nie umiem zrozumieć dlaczego tylko ja i Leon jesteśmy singlami!  Prawdopodobnie bym już była z nim umówiona na randkę, dawno gdyby nie to, że po prostu nie podoba mi się! W ogóle nie jest opiekuńczy.  Strasznie często sobie robię jakąś krzywdę i facet który by mnie zostawił kiedy bym sobie złamała nogę, albo rękę, po prostu nie jest dla mnie! Tylko prawdziwy mężczyzna umie się zająć połamaną dziewczyną; i tym mężczyzną nie jest Leon.
Nagle samolot został wprawiony w jakieś turbulencje. Zaczął kręcić bączki. Zaniepokojony Diego postanowił sprawdzić co się dzieje. Wywracając się ze trzy razy; w końcu udało mu się jakoś do drzwi do kabiny pilota.
- Zatrzasnęły się! – krzyknął a potem silnym ruchem wywarzył je.         
- On zemdlał!!! – ryknął na cały głos i wskoczył do kabiny.
Nagle samolotem rzuciło jeszcze mocniej niż zwykle, puściłam się siedzenia, uderzyłam w głowę i też zemdlałam.
---
Otworzyłem oczy. Violetta leżała na mojej klacie wtulona w nią. „W sumie to nie takie złe uczucie” – pomyślałem. „Leon ogarnij się!!! Jesteś po katastrofie lotniczej, większość twoich przyjaciół prawdopodobnie zginęła a ty myślisz o tym, że dziewczyna jest nieprzytomna  i się do ciebie przytula!” – skarciłem się sam w myślach.  Delikatnie podniosłem dziewczynę z siebie i ułożyłem ją na trawie. Obok nas leżeli jeszcze Fran i Marko a także Naty i Maxi. Oddychali. Nieopodal leżał rozwalony samolot. Nie miałem odwagi do niego wchodzić. Dokoła nas rozciągała się regularna dżungla!
- O moja głowa! – usłyszałem szept pełen bólu w głosie.
- Violetta! Nic cie nie jest? – zapytałem i od razu przykląkłem obok brunetki.
- Nigdy się chyba jeszcze nie cieszyłam tak z twojego widoku:3 – zażartowała i mocno się do mnie przytuliła.
Cała drżała, ale nie od zimna tylko strachu który przeszył ją na wskroś. Odwzajemniłem jej uścisk. „Leon wiem, że ci się podoba, ale proszę, nie zacznij jej całować!” – powiedziałem sam do siebie.
---
Dobra. Jednak jest opiekuńczy, no i słodki i przystojny… No dobra to facet idealny! Utonęłam w jego oczach.
Puściłam go w końcu. Dopiero teraz zobaczyłam obrazek katastrofy. Do oczy napłynęły mi łzy. Zaczęłam płakać, tak bardzo jak chyba jeszcze nigdy wcześniej.
- Wiem, to boli. – zaczął mnie uspokajać i pocieszać; znoju mnie przytulił, tym razem oparł moją głowę o swoje ramię, siedziałam. – Proszę nie płacz, bo ja też zacznę! Proszę! Obiecuję ci, wydostaniemy się stąd.
Zaczął mi nucić Podemos. Przytuliłam się do niego i uderzył mnie zapach jego pięknych perfum. Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej i starałam nie myśleć o śmierci. Zasnęłam.
Ze snu wyrwały mnie jakieś słowa. To była pozostała czwórka naszych przyjaciół.  Oni także się obudzili.  Pierwsze zrozumiałe dla mnie wyrazy które zrozumiałam to były:
- Pomyśl Marco! Jak fajnie będzie zabawiać się pod wodą na prywatnej plaży.
- Fran – krzyknęłam – Fran!!!
- Aaaaa. – dobudziła się do reszty dziewczyna z krzykiem. – Następnym razem budź mnie bardziej delikatnie. – bąknęła bod nosem.
- Gdzie my jesteśmy? – zapytał Maxi.
- Nie wiem. – odpowiedziałam równo z Leonem. – Gdzieś w środku puszczy. Samolot się rozbił. – dokończyłam.
- Sprawdzaliście czy ktoś jeszcze przeżył? – spytał Marco.
-Nie mieliśmy odwagi - odrzekł szatyn o zielonych oczach.
- Trzeba to sprawdzić! – dodała Fran. – Nie możemy ich tak zostawić jeżeli żyją.
- To kto idzie? – zapytał Maxi.
- Myślę, że faceci powinni, dziewczyny nie powinny tego oglądać. – powiedział Marco.
- Ja się z nim zgadzam! – powiedziała Fran.
---
Takim sposobem zostaliśmy zgłoszeni do przeszukania samolotu. Wszystkich 3 chłopaków ruszyło w jego stronę.  W kadłubie była wielka dziura, która stała się dla nas drzwiami. Przeszukaliśmy samolot bardzo dokładnie.  Znaleźliśmy duży zapas wody, 6 noży i trochę jedzenia, jednak jego ilość dla sześciu osób mogła wystarczyć najwyżej na 1 dzień:[.  Zajęliśmy się przetrząsaniem gruzów. Nie odszukaliśmy ciała żadnego z naszych znajomych. Był to dla nas dostateczny komunikat. Z zapasami wróciliśmy do dziewczyn, które już nie wiem jakim cudem rozpaliły ogień, nazbierały chrusty na całą noc i zaczęły pleść sznurki. Nie ogarniam kobiet i ich prędkości w działaniu. Usiedliśmy obok nich i każdej daliśmy po nożu.
Zjedliśmy kolację złożoną z: kromki chleba, kawałka pieczeni i trzech łyków wody, dla każdego. Zajęliśmy się przygotowaniem jakiegoś obozowiska. Faceci poszli po drewno a dziewczyny kontynuowały wyplatanie linek. Gdzieś po 2 godzinach pracy obie grupy były gotowe. Że stało się już prawie ciemno. Postanowiliśmy się zająć na razie sporządzeniem tylko prowizorycznych, drewnianych hamaków by nie spać na ziemi. Uzgodniliśmy, że następnego dnia zajmiemy się jakimiś domkami.
Faceci szybko powiązali ze sobą drewniane bale przygotowanymi  wcześniej przez dziewczyny sznurkami. W tym czasie laski nazbierały duże, rozłożyste liście. Następnie wyłożyliśmy nimi nasze prowizoryczne legowiska. By nie brakło nam drewna na opalanie ogniska w nocy zadecydowaliśmy by spać parami. Oczywiście miałam dzielić hamak z Leonem co nie przeszkadzało w ani jednym procencie!:] Pozostało już tylko wyznaczyć warty. Może i nawet z Leosiem, ale nie chciało mi się spać, więc się zgłosiłam. Naturalnie, w momencie on też. Nasi przyjaciele byli bardzo zmęczeni więc nawet nie próbowali się sprzeciwiać. Od razu ruszyli do swych legowisk i zostawili nas samych.
---
Gdy nasi przyjaciele już sobie poszli, niepewnie złapałam chłopaka za rękę.
- Możemy porozmawiać? – zapytałam nieśmiało.
- Jasne! – odpowiedział także podenerwowany.
Nadal trzymając go za dłoń; tym razem pewniej, zaprowadziłam go na plażę która było nieopodal. Podeszłam do jakiejś wielkiej skały a następnie usiadłam na niej. Uczynił to samo.
- Słuchaj, Leon… - zaczęłam niepewnie.
Nie miałam jednak szans dokończyć bo jego usta namiętnie zetknęły się z moimi.

Niestety żyliśmy tym pocałunkiem tylko przez sekundę, bo chłopak gwałtownie się odsunął.
- Ja… przepraszam cię, nie powinienem… nie wiem co we mnie wstąpiło!!! – już chciał mi uciec, ale ja na to oczywiście nie pozwoliłam.
Szybko złapałam go za ramię, przyciągnęłam do siebie i oddałam jego całusa; pogłębiając go. Tym razem już nie uciekał! Jego dłonie powędrowały na me biodra, i niżej. Powoli zaczęło brakować nam powietrza, więc delikatnie i spokojnie oderwaliśmy się o siebie.
- Czy to oznacza, że jesteśmy razem? – zapytał.
- Tak! – odpowiedziałam bez namysłu.
---     EPILOG
Nazajutrz powiedzieliśmy znajomym o naszym małym romansie. Bardzo się ucieszyli!
Prawdopodobnie spędzilibyśmy resztę życia na rej wyspie, gdyby nie to, że jakieś 2 tygodnie później obok przepływał statek wycieczkowy, który nas uratował! Po powrocie do Buenos Aires wzięliśmy ślub. Byliśmy razem naprawdę bardzo szczęśliwi. Tym razem jednak na miesiąc poślubny nie polecieliśmy samolotem lecz samochodem:3.
---
Mam nadzieję że wam się podoba i do następnego rozdziału!:]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz